POCZĄTKI
Kilka lat temu pierwszy raz zetknęłam się z balsamem kapucyńskim – początkowe wrażenie było okropne – podejrzany specyfik prawie nie do przełknięcia. To był czas gdy co chwilę chorowałam na zapalenie oskrzeli z dusznościami i na anginy ropne, a kuracje antybiotykowe stosowałam kilka razy do roku.
Z biegiem czasu dziewczynki zaczęły przedszkole - choroby nękały nas coraz częściej a stan skóry Młodszej pogarszał się w zastraszającym tempie. Pierwszy rok był straszny, m.in. w maju-czerwcu Młodsza kilkukrotnie zaliczyła silny atak opryszczki (w tym ocznej) z nadkażeniem gronkowcowym na pół twarzy, wtedy ratowałam jej odporność tabletkami czosnkowymi z pokrzywą, jakoś przetrwaliśmy wakacje, a od jesieni powrót do koszmaru.
W drugim roku zdecydowałam się zrezygnować z przedszkolnego jedzenia – wydawało się, że Młodszą wszystko alergizuje, że nie ma pokarmu po którym skóra by się nie pogorszyła. Gdy Starsza dostała pokrzywek i obie zaczęła nękać silna choroba lokomocyjna, po wnikliwej lekturze forum Alergie i artykule Wartołowskiej dotarło do mnie, że problemem najprawdopodobniej są pasożyty, że nasilenie zmian atopowych, te wszystkie regularnie nawracające infekcje dróg oddechowych, rozdrażnienie, kłopoty ze snem, brak apetytu i nieugaszone pragnienie, oraz początki problemów z drogami moczowymi i inne dolegliwości nękające obie moje córki (oraz mnie) mogą mieć taką prozaiczną przyczynę.
Doraźnie wprowadziłam do naszej diety świeży czosnek niedźwiedzi (wiosenne odkrycie - bardzo polecam!), zaczęłam bardziej dbać o dietę – ale modyfikacja przyzwyczajeń do łatwych nie należy... Zrobiłam winko czosnkowe, które podawałam dziewczynkom – efekty były, ale to ciągle było za mało.
LEKI KONWENCJONALNE
Zbierałam informacje i wciąż szukałam drogi wyjścia z tej sytuacji. Nie przekonywały mnie konwencjonalne kuracje na pasożyty, ponieważ działają wybiórczo – inne leki działają na robaki, inne na lamblie będące pierwotniakami, poza tym takie wielostopniowe odrobaczanie nie jest łatwe, a zwłaszcza gdy nie ma możliwości odizolowania dziecka od potencjalnych źródeł zarażenia (np. przedszkole). Leki konwencjonalne wcale nie dają 100% pewności wytępienia pasożytów (glista bywa ciężka do usunięcia, a lamblie, jeśli dojdzie do wtórnego zarażania w krótkim czasie, uodparniają się i przy drugiej kuracji ten sam lek (w przypadku dzieci furazolidon) już nie działa – zaś metronidazol i tynidazol często są źle tolerowane.
Jest z nimi jeszcze ten kłopot, że o ile lekarz rodzinny będzie skłonny przepisać pyrantelum czy zentel podejrzewając pasożyty po objawach, o tyle na lamblie furazolidonu już przepisać raczej nie zechce, jeśli nie ma w ręce pozytywnego wyniku badań. Biorąc pod uwagę, że większość laboratoriów ma mizerną skuteczność w wykrywaniu pasożytów… Oczywiście, można (a nawet powinno się) wykonać badania w labie znającym się na pasożytach (wiele już zostało sprawdzonych przez innych rodziców – warto skorzystać z ich doświadczenia by nie wyrzucać pieniędzy w błoto), ale równie dobrze można te pieniądze zainwestować w kurację balsamem, nawet bez wnikania czy powodem nawracających infekcji są pasożyty czy nie - i zrobić rodzinie „kurację uodparniającą”. Bo balsam, oprócz wychwalanej przeze mnie skuteczności w usuwaniu (potencjalnych) pasożytów, skutecznie wzmacnia odporność organizmu (odpada problem z izolowaniem dziecka od przedszkola i wszelkich innych ewentualnych źródeł zarażenia) - to jest jeszcze jedna jego przewaga nad lekami konwencjonalnymi. Po konwencjonalnych często dochodzi do rozrostu patogennej flory bakteryjnej czy drożdżaków w jelitach, co dodatkowo obciąża organizm, zaś balsam rozprawia się ze wszystkim jednocześnie i wydaje się że mniej niż leki obciąża wątrobę.
Z zalecenia pediatry (pomimo negatywnych wyników badań, które, o naiwna, wykonałam w krakowskiej Diagnostyce) zdecydowałam się na wakacyjną kurację „w ciemno” lekami konwencjonalnymi, u Młodszej nawet wystąpiło pogorszenie po pyrantelum, więc na powtórkę kuracji dostała zentel - zdrowie poprawiło się nieznacznie (wszak nie ruszyliśmy lamblii; brak pozytywnego wyniku = brak recepty).
Nawiasem mówiąc – jeśli ktoś chce zrobić badanie na pasożyty tylko po to by się uspokoić, że pasożytów nie ma – niech je zrobi w Diagnostyce…
ZAWARTOŚĆ ALKOHOLU I PROPOLIS
Przez cały ten czas skrupulatnie zbierałam informacje o naturalnych metodach walki z pasożytami. Kiedy z początkiem września u dzieci jak na komendę pojawia się w nocy charakterystyczny kaszel – przyszedł czas na wcześniej wzgardzony balsam kapucyński; przez te kilka miesięcy dojrzałam do decyzji ważąc wszelkie za i przeciw.
Niewątpliwie wadą balsamu kapucyńskiego jest zawartość alkoholu co, zgodnie z obowiązującymi przepisami, skutkuje notką na ulotce, że produkt nie jest przeznaczony dla dzieci – przez to rodzice sami muszą zdecydować, czy bardziej się obawiają alkoholu czy leków syntetycznych i jaką drogę odpasożycenia wybiorą. Ja wzięłam się na sposób i balsam przeznaczony dla dzieci odlewam do osobnej buteleczki - gdy jest go mniej, alkohol częściowo się ulatnia, co czuć także w smaku. Niektórzy rodzice nalewają go na łyżeczkę odpowiednio wcześniej by w ten sposób zmniejszyć zawartość % - każdy sposób dobry, byle skuteczny.
Rodzice często boją się reakcji alergicznej na propolis, zwłaszcza u dzieci uczulonych na miód – muszę przyznać, że też się bałam – zupełnie niepotrzebnie, zresztą po innych znajomych dzieciach widzę, że reakcja skórna na miód nie jest równoznaczna ze złą tolerancją propolisu, że rodzice niepotrzebnie się boją (choć oczywiście ostrożność jest wskazana, jak zawsze w przypadku uczuleń).
I tak zaczęliśmy kurację balsamem kapucyńskim – dziewczynki (wtedy ważące ok. 15 kg) dostawały 3 x dziennie 15 kropli na cukrze (wg starej ulotki zakonników dawka dla dziecka to 10-20 kropli, ogólnie biorąc1 kropla na każdy kg ciała). Syn, choć ważył niewiele mniej, dostawał tylko 5 kropli 3xdz z uwagi na wiek – niecałe 2 lata. Zawsze na czczo i bezwzględnie bez popijania! Przeszliśmy skrócona wersję leczenia – 2 tygodnie kuracji, tygodniowa przerwa, znów 2 tygodnie kuracji; z forum Alergie wiem, że lekarze zalecają 2x3 tygodnie kuracji przedzielone 1 tygodniową przerwą, nam jakoś te trzecie tygodnie nie wychodziły - silny "opór materii" :) ale mimo to kuracja odniosła skutek
Zaczęliśmy od 1 kropelki dziennie na cukrze na przyzwyczajenie do smaku, potem 2, 3 itd.– bez tego „przygotowania” nie było mowy o współpracy i kuracja byłaby męką, a tak – same przypominały o zażyciu „kropelek”.
POGORSZENIE
Kolejna niedogodność to pogorszenie po balsamie, ale powiedzmy to jasno – złe samopoczucie po balsamie to NIE SĄ SKUTKI UBOCZNE tylko objawy oczyszczania się organizmu z ognisk zapalnych. Wiele osób pisało (m.in. w tym rozrośniętym wątku) że "odzywały" się te narządy, ze strony których cierpieli na dolegliwości, po czym dochodziło do samoistnego wyleczenia, o ile rodzicielskiej cierpliwości wystarczało by przetrwać pogorszenie. Pamiętajmy, że przy naturalnych metodach leczenia nie ma szybkich efektów, proces wydaje się powolny, za to skutek jest długotrwały.
I tak u nas wystąpiły: pobolewania brzucha (szczególnie na wysokości wątroby), wysięk z ucha u Najmłodszego (po wcześniejszym zapaleniu tegoż ucha) kaszel z flegmą i katar ropny związany z oczyszczaniem się zatok (od tamtej pory moje zatoki nie odezwały się ani razu!) – wszystko przeszło samo, choć bez kontroli u lekarza się nie obyło, ale ponieważ kurację zaczynałam od siebie i córek i już wiedziałam czym jest pogorszenie, przy wysięku z ucha synka zdobyłam się na spokój i cierpliwie przeczekaliśmy kilka dni bez sięgania po antybiotyk.
Cała trójka wyszła z kuracji bez uszczerbku na zdrowiu, ze wzmocnioną odpornością. U mnie skończyły się nawracające zapalenia oskrzeli, anginy i wspomniane już problemy z zatokami, a u dzieci skończyły się wieczne przeziębienia, katary, nieprzemijający kaszel, kłopoty z koszmarami nocnymi, z niesamowitym świądem skóry, drażliwość, wilczy apetyt na słodkie. Ustąpiły pokrzywki u Starszej (tylko ona reagowała pokrzywkami na tę podejrzaną, niepotwierdzoną badaniami glistę), ustąpiła choroba lokomocyjna i pobolewania brzucha, poprawił się apetyt, no i sukcesywnie poprawiał się stan skóry Średniej – już nie reagowała na każdy pokarm nowymi zmianami, skończyły się opryszczki i rozprzestrzeniające się nadkażenia bakteryjne, a zmiany atopowe stopniowo ograniczyły się do zgięć łokci i kolan oraz szyi i twarzy, by stopniowo osłabnąć do minimum - niejeden atopik marzy o takiej poprawie...
Bliżsi i dalsi krewni i znajomi też w przeważającej liczbie wynieśli spore korzyści z kuracji balsamem, ale jednak największe efekty widać było na dotąd chorowitych dzieciach (i dorosłych też – widzę po sobie). Niewątpliwie kuracja balsamem kapucyńskim była milowym krokiem jeśli chodzi o zdrowie naszej rodziny.
Linki:
www.balsamkapucynski.pl
Stara ulotka klasztorna
Balsam-to reakcja na leczenie?
balsam kapucyński - obserwacje własne
Lekarze- dlaczego nie "widzą"pasozytów?